Leonard Urbanowicz

urodzony w 1941 r. na Wołyniu
w kolonii Zalesie
gmina Berezne, powiat Kostopol, 

zmarł
19 lipca 2007 r. w Warszawie, pochowany 26 lipca 2007 r.
na Cmentarzu Bródzieńskim
kw. 48 E - 4 - 19

 


Cmentarz na Bródnie, kwatera 48E

współtwórca Stron o Wołyniu - pierwsze materiały na Strony opracował w sierpniu 2003 r., w kilka miesięcy po ich powstaniu. Od tego czasu współpracował  nieprzerwanie do kwietnia 2007 r., kiedy to stan zdrowia wymusił pobyt w szpitalu.

Wspomnienia żony.

Mąż mój, Leonard Urbanowicz urodził się 2 sierpnia 1941 r. w Zalesiu pow. Kostopol. Kilka miesięcy po urodzeniu zmarła Jego Matka, a Ojciec, żołnierz LWP, biorąc udział w walkach z Niemcami, dotarł aż do Berlina. Dzieckiem opiekowała się rodzina i z nią. wraz z falą repatriantów Leonard przyjechał do Polski. Dopiero po wojnie Jego Ojciec, Adolf Urbanowicz, zawodowy wojskowy, ożenił się drugi raz, zamieszkał w Warszawie i sprowadził syna.

Od najmłodszych lat Leonard interesował się historią, ale pod naciskiem rodziny, pragnącej dla niego konkretnego zawodu, rozpoczął studia na Politechnice Warszawskiej na kierunku studiów budownictwo wodne. Po ich ukończeniu pracował w różnych firmach na stanowiskach kierownika budowy specjalizując się w budowie oczyszczalni ścieków, dochodząc do stanowiska dyrektora, I zastępcy dyrektora naczelnego Przedsiębiorstwa Budownictwa Wodno-Inżynieryjnego Hydrobudowa 1. Potem wyjeżdżał na kontrakty zagraniczne, pracując m.in. przy rozbudowie elektrowni atomowej w Chmielnickim na Ukrainie oraz na licznych budowach w Moskwie. Wówczas to po raz pierwszy, omijając surowe zakazy poruszania się poza strefą zamieszkania polskich pracowników, mimo ryzyka natychmiastowego odstawienia do Polski, udało mu się odwiedzić rodzinę mieszkającą w okolicy Kostopola i Równego. Zalesia, jego wsi rodzinnej już nie było, nie było także grobu, ani cmentarza, gdzie pochowano Jego matkę. Została część rodziny, której opowieści do dzisiaj nie mogę zapomnieć.

Pod wpływem kontaktów rodzinnych i opowieści jego Ojca powróciło zainteresowanie historią tamtych ziem i pojawiło się zainteresowanie historią rodziny. Leonard kupował liczne książki i mapy, próbował także osobiście i korespondencyjnie zbierać informacje wśród osób, dawnych mieszkańców Wołynia.

W 1964 r. Leonard ożenił się ze mną, Katarzyną Anną z d. Jacórzyńską, której korzenie rodzinne sięgają jeszcze dalej na wschód, na Podole, mianowicie ze strony Ojca do Mielnicy Podolskiej, Tyśmienicy i ziem obecnie znajdujących się w granicy Rumunii.

W 1966 r. urodziło nam się dwóch synów, bliźniaków, z których starszy, Filip, podzielając historyczne zainteresowania Ojca, studiował historię na Uniwersytecie Warszawskim, pracował jako nauczyciel historii, jednak podobnie jak Jego Ojciec, poświecił swoje zamiłowania pragnąc zapewnić lepszy byt swojej rodzinie, zmienił zawód.

Wskutek bankructwa firmy, w której Leonard był ostatnio zatrudniony, i załamania się zdrowia, zmuszony był przedwcześnie udać się na rentę inwalidzką, a potem na emeryturę. Miało to jednak swoje dobre strony, mógł się oddać swoim zainteresowaniom.

Zabrakło Mu kilkanaście dni do 66 urodzin. Zmarł nad ranem, tuż przed 6-tą rano, 19 lipca 2007 roku, po trzech tygodniach cierpień. Był człowiekiem rzetelnym, prawym i szczerym, aż do przesady solidnym.

Strona internetowa rodziny.



 

Witam Państwa!

Z całym smutkiem wspominam ŚP. Pana Leonarda ,ale również i z radością bo było mi dane spotkanie na stronach internetowych poznać tak wspaniałego człowieka. Nasze spotkanie odbyło się w sierpniu 2006 r., ze względu na moje poszukiwanie historii Rodu Borowskich z Rudni Klonowej Koreckiego Dekanatu trafiłam na "Strony o Wołyniu" i tutaj zaczęła się moja przygoda w poszukiwaniach znajomych nazwisk i miejscowości jakie słyszałam od dzieciństwa podczas wspomnień mojej mamy, Michaliny z ciocią Bronisławą. Teraz rozumiem, to że dzięki tym rozmowom byłam osłuchaną i podświadomie poznałam język polski.

Mieszkam w Polsce od 1991 r. Urodziłam się na Syberii, dzieciństwo spędziłam w Gruzji, młodość na Ukrainie. Tak szczęśliwie się zdarzyło, że moim przewodnikiem stał się ŚP. Pan Leonard Urbanowicz. Był bardzo mądry, potrafił po pierwszym e-mailu rozpoznać "wschodni akcent". W naszych poszukiwaniach łączyło nas też wspólne nazwiska: Bagińskich i Kozłowskich. Prowadziliśmy wspólne dyskusje, porównywaliśmy wątki z rodzinnych opowieści i szukaliśmy tych wiadomości, które już odeszły razem z pokoleniem naszych rodziców i dziadków. Z tą myślą że za późno, że tracimy czas, jaki jeszcze możemy wykorzystać dopóki żyją ostatni świadkowie tych wydarzeń i mieszkańcy z tych okolic.

ŚP. Pan Leonard potrafił dzielić się tą wiedzą jaka posiadał, uczyć, wspierać, radzić, prowadzić. Był bardzo życzliwy i wymagający, szukał najdrobniejszych wskazówek które byłyby pomocne, sam był "Kopalnią Wiedzy"!!!!!!!! Dzięki jego pomocy udało mi się poskładać i umiejscowić wiadomości o Rodzie Borowskich. Takoż za jego pomocą została odkryta miejscowość Rudnia Klonowa i założona strona o niej w "Stronach o Wołyniu".

W czasie mojego wyjazdu na Ukrainę otrzymałam e-mail od Pani Katarzyny Urbanowicz o zgonie ŚP.Pana Leonarda. Jestem wdzięczna Panu Leonardowi z całego serca, i jest mi smutno, bo teraz minie rok od jego śmierci. A planował w lecie 2007 r. wyjazd do Bereznego! Pan Bóg powołał go do siebie. Brakuje mi naszych dyskusji i jego wiedzy, życzliwości i wspólnej radości z odkryć. Pan Bóg też potrzebuje Dobrych Ludzi, a Pan Leonard Był jednym nich.

Z poważaniem Walentyna Gulbińska.